Jesienna Izeriada
Rowerowa wyprawa ruszyła spod Jeleniej Góry i zakończyła się pod Jelenią Górą. Ale po kolei... Najpierw RB opanowało Koleje Dolnośląskie, bo obydwie wyprawy, rowerowa i piesza, podróżowały tym samym składem :) W trakcie zaczęło mżyć, padać, siekać, mżyć, miłosiernie dla pieszynki, a niemiłosiernie dla rowerzystów. No cóż, cel jest celem. Z PKP Janowice Wielkie, w płaszczach przeciwdeszczowych doczłapaliśmy się do Świeradowa. W międzyczasie zrzuciliśmy strój BatMana, zaliczyliśmy parę sklepów, tonę kanapek i ruin zamków, odremontowanych pałaców, aby dotrzeć do uzdrowiska. I się zaczęło! Widać na kardiogramie :) Podjazd w mroku, z niesamowitym klimatem, do Schroniska na Stogu Izerskim. Czy po ciemku zawsze droga jest nieskończona? Potem kolacja, celebracja, czyszczenie butów, itp. :) W niedzielny poranek, po śniadaniu z przepięknym widokiem z oszklonej werandy schroniska, wdrapaliśmy się z rowerami na Smrk. Zdobyliśmy szczyt i przepięknym zjazdem stawiliśmy się na naleśniki w Chatce Górzystów. Trasa podstawowa w niesamowitym słońcu wzdłuż Izery do Orle, podjazd na Wysoki Kamień, refleksja z widokiem. Techniczny zjazd (oj, tyłek w górę leciał...) wprost na Zakręt Śmierci nad Szklarską, crossowa trasa wprosi do Piechowic i obiad :) Potem już tylko lajtowa podróż na finał. Cycuch w Miedziance :) Bo jak za długo trzymasz kierownicę, to trza chwycić za Cycucha :)
Izeriada dla Rowerzystów na koniec sezonu rowerowego, najwyższy punkt 1 123 m n.p.m., 143 km, przewyższenia 2 300 m. Hop siup tralala :)
Nie spać!!
Myśleliście, że to koniec? Że idziemy spać jak niedźwiedzie? Figa!
My mamy już plan! My działamy, organizujemy, wymyślamy! My już o wakacjach myślimy, choć na śnieg czekamy! Bo pogoda jakaś taka nijaka... Zapraszamy Was na wspólną przygodę. Już niedługo SSS, Wrocławskie Spotkania Podróżników Rowerowych, Mini Masakra Nocna, i imprezy w Nowy Roku maści wszelakiej. Rozwijamy skrzydła zgodnie z Waszymi prośbami. Zabierzemy Was na biegówki, trekking zimowy, rakiety śnieżne, sanki, ogniska, rowery, kajaki, pontony, na makaron, na knedle, na mury obronne, nad morze, na walkę pięściami i w ogóle wszystko. Balon jeszcze na razie odpada :) Zapraszamy!!
Czarny Rower IV
Zbliża się Festiwal Podróżników Rowerowych i coś tknęło naszego nadPrzewodnika. Tak ogólnie...
Ruszyliśmy z okolic Pluzine nad Jeziorem Pivskim do Virpazaru nad Jeziorem Szkoderskim.
http://www.bikemap.net/en/route/3325595-montenegro/#/z8/42.54498,19.72595/terrain
Pojechaliśmy niesamowitą koleją wysokogórską do Majkovac (chyba pierwsi i jedyni rowerzyści w ichnim pociągu...)
Z Majkovac doczłapaliśmy do Parku Narodowego Biogradska Gora i dalej wzdłuż Tary do Zabljaka i powrót do Pluzine... na sernik :)
http://www.bikemap.net/en/route/3325606-montenegro-ii/
Dla Waszej wiadomości:
Zabljak - 1456 m n.p.m., to najwyżej położone miasto w byłej Jugosławii. I to było nasze wyzwanie :)
Ostrog - to największe w Czarnogórze sanktuarium prawosławne. Monastyr położony na wysokości 900 m n.p.m. (ciekawostka: parking, z którego ruszaliśmy po uzupełnieniu wody jest na wysokości 630 m n.p.m.)
Odwiedziliśmy 4 Parki Narodowe:
1. Lovcen z Mauzoleum Niegosza na wysokości 1657 m n.p.m.
2. Jezioro Szkoderskie.
3. Biogradska Gora. Park powstały w 1952 roku, w obrębie którego znajduje się jedna z ostatnich w Europie pierwotna puszcza. My byliśmy nad Jeziorem Biogradsko na wysokości ok. 1100 m n.p.m.
4. Durmitor (ciekawostka: nazwa pochodzi z czasów, kiedy tereny te zamieszkiwali Celtowie - oznacza góry i wodę), najwyższym szczytem jest Bobotov Kuk (2523 m n.p.m.). My wiechaliśy na Przełęcz Sedlo 1908 m n.p.m.
Podsumowując:
Przejechaliśmy na rowerze 630 km z sumą przewyższeń ponad 10 200 metrów.
Wjechaliśmy do Mauzoleum Piotra Niegosza - najsłynniejszego władcy Czarnogóry, wykąpaliśmy się w Adriatyku, byliśmy w najdalej na południe wysuniętym mieście Ulcinj, gdzie przyszło nam jechać w temperaturze ponad 50 stopni C i gdzie widzieliśmy Kalimery do połowu ryb (to te dziwne drewniane konstrukcje nad wodą), przejechaliśmy wzdłuż Jeziora Szkoderskiego, mijajac żółwie na drodze, zrobiliśmy zamieszanie na miejscowej kolei, wjechaliśmy do Biogradskiego Parku Narodowego, gdzie kąpaliśmy się w Biogradskim Jeziorze i piliśmy miejscowe nalewki, przejechaliśmy Kanionem Tary, widzieliśmy słynny most na Tarze (350 metrów długości i ponad 150 wysokości, ten z filmu o Komandosach z Navarony), przejechaliśmy Durmitor i zjechaliśmy szaloną drogą z tunelami w skałach do Kanionu Pivy, nad Jezioro Pivskie po pyszny sernik i lanego "Niksicko". Wszystko z sakwami, namiotami i zapasami wody.
Kiedy są następne Wakacje? :)
Czarny Rower III
Sztuka uwielbienia by Emi:
No może poza prostym i dobrym jedzeniem. : )
Wężykiem
Wężykiem dojechaliśmy na Latarnika w Legnicy. Przez łąki, przez pola, piękną jesienią, skrajem Kaczaw.
Złota Jesień
Połaziliśmy, pojeździliśmy po liściach.
Wężykiem, z Latarnikiem, z Jizerką.
Jeszcze chwila złotawa, a potem nowe przygody ;)
Czarny Rower II
Wspomnienie z wakacji :) Dla Auri słodko-gorzkie...
Latarnik w Legnicy
Latarnik tropem Małej Moskwy zebrał oczko, czyli 21 uczestników :) Połączył siły wrocławian i legniczan, którzy zgodnie migając światełkami ruszyli w miasto. Zaczęliśmy od Dworca PKP - ciekawostki konstrukcyjnej i stacji startowej Sowietów: Legnica w kierunku reszta świata. Potem nowiuteńki Pomnik Sybiraków, a za chwile cmentarz o zmroku, czyli grób głównej bohaterki filmu. Pan Skupień absolutnie zaskoczył nas wiedzą o filmie. Takich ciekawostek nie przeczytacie w żadnym opracowaniu! Trochę wzruszeni ruszyliśmy na Kwadrat. To nie pomyłka :) Kwadrat to część Legnicy, która kiedyś stanowiła wielką dzielnicą dla żołnierzy radzieckich i ich rodzin. Oglądnęliśmy piękne poniemieckie wille (w środku i na zewnątrz!), dowiedzieliśmy się o tajemnicy kryjącej budynek ZUSu i przejechaliśmy po bruku pamiętającym bramy strzegące bezpieczeństwa ZSRR :) A na koniec perełka. Stary, opuszczony radziecki szpital, zazwyczaj zamknięty dla zwiedzających... Wrażenie? Bezcenne. Zapraszamy do Legnicy!
Panu Skupień i jego całej Rodzinie za serce dziękujemy, za wiedzę podziwiamy :)
Końska Siła
Końska Moc spływa kołami, kręci pedałami.
Fajne wycieczki i ładna kolekcja kilometrów na Wzgórzach Dalkowskich i Złotku.
Żałujcie :)
Czarny Rower I
Na podniesienie tętna, temperatury i dobrego humoru zaczynamy cykl opowieści o naszej wyprawie do Czarnogóry. Czarny Rower w pierwszej odsłonie :) Renia mówi, słuchać wiara!
Laura mnie poprosiła żebym 10 zdań ułożyła,
o rowerowej wyprawie, w zakątek ziemi nam nie znany,
a to miejsce to Czarnogóra, czyli wciąż jeszcze nieodkryte w pełni Bałkany.
Kraj niewielki, za to serca mieszkańców WIELKIE, co granic nie znają,
bo swa serdecznością nie tylko potrawy przyprawiają :)
Ale smak Czarnogóry to przede wszystkim Jej tytułowe góry,
co charakter swój zmieniają i w zależności od regionu, skaliste wyostrzają pazury.
I MY się z nimi zmierzamy!
W temperaturach i z wysiłkiem, który na co dzień jest mi/Nam (*niepotrzebne skreślić;)) nieznany,
podobnie jak przekleństwa, których w tych warunkach jednak soczyście używamy,
i nie raz "do cholery coś być musi za zakrętem..." śpiewamy;)
Bo kto tej przygody nie zazna, ten nie wie, ile (s)traci...potu,
na pokonanie siebie i gór, bo one są wszędzie - to tam, to tu!
Do tego jeszcze na każdym kilometrze słonce nam towarzyszyło, i (s)paliło,
jedynie w mrocznych tunelach chłodniej było.
Choć często w parkach noce spędzaliśmy
przygód z dziką zwierzyną (niestety?!) nie zaznaliśmy,
jeśli już to tylko "Jelena" spotykaliśmy,
którym na trasie pragnienia gasiliśmy,
bo wieczorem do wina zasiadaliśmy
kulturalnie, wcale się nie "skuliśmy",
więc obcy był Nam zawrót głowy,
jeśli już to rowerowy :)
Bo kto normalny widział, żeby na własne życzenie,
z urlopu wypoczynkowego zrezygnować i wybrać zmęczenie?!
Dlatego gdy opowiadam innym czego dokonaliśMY
z politowaniem (?:)) w oczach się pytają,czy na głowę nie upadliśmy???
Odpowiadam "nie", bo w kaskach jeździliśmy:D:D:D