Razem Bezpiecznie

Zadzwoń do nas lub napisz: 503 804 073 lub Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Aktualności
LAURA

LAURA

wtorek, 10 lipiec 2018 20:44

Kolesarji

Wyzwanie 2018 zakończone sukcesem. Rowerem po Słowenii, od Alp Kamnicko-Sawińskich przez okolice Ljubljany do Szkocjańskiej Jamy, pod Śnieżnik i jeszcze do Piranu nad Adriatykiem. Tylko po to, by wspiąć się na Mangard, przełęcz na wysokości 2 055 m n.p.m. Przy okazji byliśmy dwa razy we Włoszech, zobaczyliśmy Dolinę Cepową, Most na Soczy, Jezioro Bocheńskie i Bled. Po tej jeździe znak 13% podjazdu już tylko budzi myśl: tylko tyle? Słowenia to raj dla roweromaniaków - kolesarji na drogach rządzą :)

czwartek, 14 czerwiec 2018 20:37

Powiatowo na Sportowo - Mietków

Trzecia odsłona wycieczek rowerowych po Powiecie Wrocławskim. Tym Razem Mietków i ciekawostek mnóstwo, bo to przecież zalew, rozbiegówka do Ślęży, pałace wszędy i owędy, no i legendy. O tym, jak z pałacu w Siedlimowicach można było przejść pod ziemią do pałacu w Domanicach (dzięki czemu podobno i wyż demograficzny był...) między innymi. A nade wszystko Młyn w Siedlimowicach, gdzie ugości każdego Pani Iwona i Pan Witek. Dumny napis na wejściem do domu młynarza to 1908. Niesamowita konstrukcja, zabytkowe maszyny, ciekawe obejście i pasja właścicieli zachęcają do odwiedzin. Poza tym można kupić dobrą prawdziwą mąkę. Wypieczony z niej w domu chleb - pyszny, bo sami już sprawdziliśmy.

Mietków to gmina pełna niespodzianek, pisze o tym też Pani Lamparska. Link.

Młyn w Siedlimowicach.

Galeria.

 

 

 

poniedziałek, 11 czerwiec 2018 20:47

Koneser I

Koneser, czyli objazdówka rowerowa dla wprawki. Pierwsza część objęła Góry Sowie i Wałbrzyskie, obiad przy lamach w Zagórzu Śląskim i przepocone kilometry :) 143 km

Obiad przy lamach znajdziesz tu, Zagroda :)

poniedziałek, 11 czerwiec 2018 20:08

Rychleby

Pojechał z nami Tomek, z gustowną parasolką. I zaczęło mżyć, jakoś to opanował - akurat dziewczyny napiły się kawy w staromodnej czeskiej knajpce, gdzie urzekły je panie kelnerki. Potem ruszyliśmy z kopyta, słońce zaświeciło, baranki na niebo wyszły, jako i my za naszym przewodnikiem żywo podążaliśmy. Zieloność wszędzie, strumyczki, skałki i piękny las. Na deser Wieża Borówkowa, źródełka, święty Florian. Meandrowaliśmy wzdłuż granicy, aby odkryć ścieżki przy Lutyni, pomnik ku czci wiernym psom myśliwskim i galerię w lesie. Potem obiad na tarasie w starej celnicy i powrotny spacer. Na szczęście lać zaczęło przy parkingu. Na nic się zdała parasolka. Normalnie plaga :) Ania chociaż na chwilę załatwiła słońce...

wtorek, 05 czerwiec 2018 20:16

Singiel do pokochania

I znów powtórzyć należy za klasykiem... Jest taki kraj... W którym można żyć z rowerów, na rowerze i z rowerem. I nikogo to nie dziwi.

Singiel trwał dwa dni. Objechaliśmy polską i czeską stronę. Usiedliśmy przy ognisku z podróżnikiem Łukaszem. Zgubiliśmy się, odnaleźli, poprzyklejaliśmy plastry i obtłukliśmy tyłki. Cały czas przy pięknej pogodzie i klimacie rowerowym. Bardzo ciepło pozdrawiamy Trek Centrum. Děkuji Pánu za tuto zemi :)

Singltrek pod Smrkem Centrum U Kyselky

Ostatnio...

 

wtorek, 29 maj 2018 19:11

Powiatowo na Sportowo - Kobierzyce

Kobierzyce to zadbana gmina, w której mieszkańcy tworzą zgraną społeczność. To teren do rodzinnego rowerowania - proste technicznie i zadbane ścieżki i drogi, kwiaty w każdej miejscowości, szerokie pola i ten ciągły widok na Ślężę pozwalają miło spędzić czas. Jeśli na dodatek macie towarzystwo, które zna niejedną historię tej gminy, np. taką o żeliwnych latarniach z parku kobierzyckiego, wycieczka staje się podróżą w czasie :) Na zachętę dodamy, że od 1go maja kursuje w weekendy bus z przyczepką rowerową (4,50 zł pasażer i 2,50 zł rower). Cudnie :)

Oto ciekawostka, w Tyńcu nad Ślężą mieściła się komandoria rycerzy maltańskich:

https://www.na-szage.pl/index.php?article=101

https://www.palaceslaska.pl/index.php/indeks-alfabetyczny/t/1833-tyniec-nad-sleza

 

Rozkład busów:

http://www.marcopolo.pl/kobierzyce.html

środa, 23 maj 2018 21:30

Majówka MRU

Majówka MRU? 8 dni, 8 nocy pod namiotem, 840 km, najstarszy dąb w Polsce, ławeczka w Krośnie Odrzańskim, 4 przejazdy przez poligon, w tym 2 na partyzanta, zwiedzanie jednego z największych miasteczek treningowych dla wojska w Europie, przejście labiryntem dla komandosów, objazd jezior, miasteczko Michaliny Wisłockiej, 3 godziny jazdy pod ziemią na głębokości 35 - 60 m, podjazd na najwyższy szczyt lubuskiego (całe 227 m n.p.m.) pałace, lasy, pola, łąki, piachy, bruki. Sady kwitły, bzy pachniały, rzepak się żółcił. A na dokrętkę Bory Dolnośląskie i falujące Kaczawy. Jakby miesiąc nas nie było... Serdeczne podziękowania dla Kucharskich i Pana Andrzeja. Pozdrawiamy kręcący Sulęcin. Lubuskie lubię!

Galeria.

poniedziałek, 21 maj 2018 21:22

Kryptonim Pączek

Rower bez paliwa nie pojedzie. Najlepszym według koneserów RB jest pączek. Zatem, aby hołd złożyć pączkom, miastu przez wielu ukochanemu i ułagodzić wizerunek maniaków z sakwami, dokonaliśmy objazdu wrocławskich pączkarni. Pełne 29 km. Zgodnie z informacjami naukowymi - pączków nie spaliliśmy :)

Dla Wojtasa.

W mojej sakwie pączek leży.

I myśl moja ku nim bieży.

Jest okrągły, tak jak koło.

Już mi kręci się wesoło.

Myślę o nadzieniu z różą.

Ścieżki od kręcenia kurzą.

I ten słodki z wiórkiem lukier…

Toż to dla mych mięśni cukier.

Gdy zdobędę szczyt, gdzieś hen.

I pokonam dystans ten.

Nie zabierze mi go żona.

Nawet moja przełożona.

Tam nagroda czeka, wiem.

Pączek z sakwy zjem, ach, zjem.

 

 

poniedziałek, 14 maj 2018 21:38

Sponton

Sponton. Spontanicznie wrzucony do kalendarza został "spontanicznie" odwołany z przyczyn niezależnych, he. I jak to na spontona wyszło odbył się w całości całkiem przypadkowo. Bo jak już się niektórzy w te sakwy spakowali, to pojechali na spacer. Koniec końców grupa uparciuchów tuż po zachodzie słońca spotkała się u podnóża Gór Sowich i po zmroku zaliczyła podjazd na Przełęcz Jugowską i Rymarza. Potem nocleg pod chmurką z widokiem, a rano techniczne zjazdy i asfaltowy wypas do Nowej Rudy pod zabytkowymi wiaduktami. I od początku ... Do góry, tuż obok Góry Wszystkich Świętych, do Wambierzyc, Radkowa, na czeską stronę, aby odpocząć w sportowym pubie w Broumovie i w niedzielne popołudnie przeglądnąć sobotni i piątkowy numer pepikowego dodatku sportowego... I od początku ... Podjazd na Czarnocha, legendarna już karkówka z wiedeńską cebulką i zjazd przez Głuszycę praktycznie aż do samej Świdnicy. Do domu już rzut beretem :) 2 dni, 212 km, MTB RB (Mam Tu Bagaż). 

poniedziałek, 14 maj 2018 21:21

Chochoł, czyli krokus pokus

„Góry moje, wierchy moje otwórzcie swe ramiona…” i otworzyły… Powitały nas dostojne i majestatyczne, dając słońce, wiatr, ośnieżone szczyty i, oczywiście, krokusy. Piękny kwietniowy weekend w Tatrach, to niezapomniane wrażenia i na długo naładowane akumulatory.

Zaczęliśmy już w piątek od kilkugodzinnego spaceru przez Dolinę Kościeliską, ścieżką nad reglami i Dolinę Chochołowską, by wrócić do Kir, gdzie w pensjonacie Szarotka u przemiłej Pani Ani mieliśmy przyjemność spędzić dwie noce. Pensjonat jest godny polecenia pod każdym względem, a Pani Ania po prostu wie, jak to się robi.

Piątkowa wycieczka, wprawdzie krótka, ale na rozruszanie się w sam raz. Już tu mogliśmy się przekonać, że krokusy są i, że jeśli słonko dopisze, to będzie ich coraz więcej. Jednak śniegu i lodu nie brakowało, a niektórzy z nas odkryli niesamowitą wygodę płynącą z posiadania raczków. Zejście w nich po lodzie i śniegu nie sprawiało żadnych trudności. Ot, mała rzecz, a cieszy.

Po wycieczce i smacznym obiadku – a raczej obiadokolacji, wróciliśmy do Szarotki, gdzie czekając na resztę ekipy, która miała dojechać wieczorem, niektórzy z nas ku ogromnej uciesze pozostałych rozegrali pierwszą w życiu partyjkę w bilard. Jak to człowiek nie wie, kiedy się czegoś nowego nauczy.

W sobotę postanowiliśmy zaatakować Ornak, jak się okazało przez wielkie O. Najpierw spacer Doliną Kościeliską do schroniska pod Ornakiem. Już w dolinie raczki się przydały, gdyż w bardziej ocienionych miejscach pokryta była lodem. Za to w bardziej nasłonecznionych pokazywała nam przepiękne małe fioletowe główki krokusów. Nęciła widokiem ośnieżonych szczytów i zapraszała szumem potoku. I jak tu się nie poddać magii Tatr? Gdyby jeszcze ludzi było mniej… No, ale ponoć nie można mieć wszystkiego na raz, choć ja nie wiem dlaczego…

W schronisku chwila przerwy, po czym ruszamy na Iwaniacką Przełęcz. Tu już coraz więcej śniegu i lodu, a im wyżej, tym bardziej zimowa sceneria. Śnie, słońce, góry, las… Pięknie.

Na przełęczy krótka dyskusja i decyzja – idziemy dalej, na Ornak, jak braknie czasu, to najwyżej zawrócimy. I, niestety, brakło. Przepiękne, niesamowite podejście w śniegu. Zapaść się po kolana, prawie norma, po pas, też się zdarzało. Za to jakie widoki! Na grzbiet wyszliśmy wszyscy i w zasadzie zegarki powiedziały resztę. Dla niektórych z nas to pierwsze takie zimowe wyjście. Na grzbiecie bardzo mocno wiało, ale pogoda była cudna. Teraz pozostało nam już tylko zejście po własnych śladach. Miejscami bardzo stromo, zjeżdżając po śniegu na tyłkach bądź plecakach. Na Przełęczy Iwaniackiej byliśmy już dość późno, więc wróciliśmy do schroniska pod Ornakiem i Doliną Kościeliską do Szarotki.

Ale to jeszcze nie koniec wrażeń na dzisiaj. Po tak intensywnym wysiłku należy się odrobina przyjemności, więc pojechaliśmy do term chochołowskich, by rozgrzać się w ciepłych basenach z widokiem na Tatry. Baseny solankowe, kąpiele siarkowe, masaże wodne – cóż może być bardziej kojącego dla zmęczonych mięśni… Wymoczone i odprężone wróciłyśmy do pensjonatu na zasłużony odpoczynek.

No i niedziela, nasz ostatni dzień w Tatrach. Słońca nie brakuje, krokusów coraz więcej, czyli jest wszystko, czego nam trzeba. Znów zaczynamy od Doliny Kościeliskiej i ścieżką nad reglami dochodzimy do Doliny Chochołowskiej. Postanawiamy dojść do Polany Chochołowskiej mimo tłumów ciągnących w tamtą stronę. W zatłoczonych galeriach bywa mniej ludzi, ale twardo brniemy naprzód, narzucając możliwie najszybsze tempo. W końcu jest, Polana Chochołowska w pełnej krasie. No i było warto! Utonęliśmy w fioletach, całe połacie wyciągających główki do słońca krokusów. Zachwyt, wszechogarniający i niepodzielnie panujący. Trudno oczy oderwać od tych cudowności…

Punkt kulminacyjny został osiągnięty. Teraz trzeba wrócić. Dolinę Chochołowską pokonaliśmy w 75 min., by potem wyłożyć się w trawie na Siwej Polanie. Jeszcze tylko godzinka drogą pod reglami, gdzie też nie brakuje krokusowych polanek, obiad, bardzo zresztą smaczny i jedziemy do domu, z żalem opuszczając Tatry i gościnny pensjonat Pani Ani.

Tatry, oglądane znów po ponad dziesięciu latach, po raz kolejny pokazują, że są po prostu piękne, niesamowite, dostojne, że potrafią zauroczyć i zapaść głęboko w serce. Ba, znów zauroczyły i pozwoliły łaskawie się w sobie zakochać…

-Aga-

Galeria.

Strona 11 z 43
Jesteś tutaj: Home Czytelnia Aktualności LAURA
Wszelkie prawa zastrzeżone 2011-2012-2013 Razem Bezpiecznie. Projekt JoomlArt.com. Zmiany i Wykonanie: Elas

Na naszej stronie wykorzystywane są pliki cookies. Stosujemy je w celach zapewnienia maksymalnej wygody użytkowników przy korzystaniu z naszych serwisów. Jeżeli wyrażasz zgodę na zapisywanie informacji zawartej w cookies kliknij w AKCEPTUJĘ. Jeżeli nie wyrażasz zgody - zmień ustawienia swojej przeglądarki. Więcej w naszej Polityce Prywatności ( zobacz ).

EU Cookie Directive Module Information