Razem Bezpiecznie

Zadzwoń do nas lub napisz: 503 804 073 lub Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.

Chochoł, czyli krokus pokus

Oceń artykuł
(2 głosów)
ania w tatrach ania w tatrach rb

„Góry moje, wierchy moje otwórzcie swe ramiona…” i otworzyły… Powitały nas dostojne i majestatyczne, dając słońce, wiatr, ośnieżone szczyty i, oczywiście, krokusy. Piękny kwietniowy weekend w Tatrach, to niezapomniane wrażenia i na długo naładowane akumulatory.

Zaczęliśmy już w piątek od kilkugodzinnego spaceru przez Dolinę Kościeliską, ścieżką nad reglami i Dolinę Chochołowską, by wrócić do Kir, gdzie w pensjonacie Szarotka u przemiłej Pani Ani mieliśmy przyjemność spędzić dwie noce. Pensjonat jest godny polecenia pod każdym względem, a Pani Ania po prostu wie, jak to się robi.

Piątkowa wycieczka, wprawdzie krótka, ale na rozruszanie się w sam raz. Już tu mogliśmy się przekonać, że krokusy są i, że jeśli słonko dopisze, to będzie ich coraz więcej. Jednak śniegu i lodu nie brakowało, a niektórzy z nas odkryli niesamowitą wygodę płynącą z posiadania raczków. Zejście w nich po lodzie i śniegu nie sprawiało żadnych trudności. Ot, mała rzecz, a cieszy.

Po wycieczce i smacznym obiadku – a raczej obiadokolacji, wróciliśmy do Szarotki, gdzie czekając na resztę ekipy, która miała dojechać wieczorem, niektórzy z nas ku ogromnej uciesze pozostałych rozegrali pierwszą w życiu partyjkę w bilard. Jak to człowiek nie wie, kiedy się czegoś nowego nauczy.

W sobotę postanowiliśmy zaatakować Ornak, jak się okazało przez wielkie O. Najpierw spacer Doliną Kościeliską do schroniska pod Ornakiem. Już w dolinie raczki się przydały, gdyż w bardziej ocienionych miejscach pokryta była lodem. Za to w bardziej nasłonecznionych pokazywała nam przepiękne małe fioletowe główki krokusów. Nęciła widokiem ośnieżonych szczytów i zapraszała szumem potoku. I jak tu się nie poddać magii Tatr? Gdyby jeszcze ludzi było mniej… No, ale ponoć nie można mieć wszystkiego na raz, choć ja nie wiem dlaczego…

W schronisku chwila przerwy, po czym ruszamy na Iwaniacką Przełęcz. Tu już coraz więcej śniegu i lodu, a im wyżej, tym bardziej zimowa sceneria. Śnie, słońce, góry, las… Pięknie.

Na przełęczy krótka dyskusja i decyzja – idziemy dalej, na Ornak, jak braknie czasu, to najwyżej zawrócimy. I, niestety, brakło. Przepiękne, niesamowite podejście w śniegu. Zapaść się po kolana, prawie norma, po pas, też się zdarzało. Za to jakie widoki! Na grzbiet wyszliśmy wszyscy i w zasadzie zegarki powiedziały resztę. Dla niektórych z nas to pierwsze takie zimowe wyjście. Na grzbiecie bardzo mocno wiało, ale pogoda była cudna. Teraz pozostało nam już tylko zejście po własnych śladach. Miejscami bardzo stromo, zjeżdżając po śniegu na tyłkach bądź plecakach. Na Przełęczy Iwaniackiej byliśmy już dość późno, więc wróciliśmy do schroniska pod Ornakiem i Doliną Kościeliską do Szarotki.

Ale to jeszcze nie koniec wrażeń na dzisiaj. Po tak intensywnym wysiłku należy się odrobina przyjemności, więc pojechaliśmy do term chochołowskich, by rozgrzać się w ciepłych basenach z widokiem na Tatry. Baseny solankowe, kąpiele siarkowe, masaże wodne – cóż może być bardziej kojącego dla zmęczonych mięśni… Wymoczone i odprężone wróciłyśmy do pensjonatu na zasłużony odpoczynek.

No i niedziela, nasz ostatni dzień w Tatrach. Słońca nie brakuje, krokusów coraz więcej, czyli jest wszystko, czego nam trzeba. Znów zaczynamy od Doliny Kościeliskiej i ścieżką nad reglami dochodzimy do Doliny Chochołowskiej. Postanawiamy dojść do Polany Chochołowskiej mimo tłumów ciągnących w tamtą stronę. W zatłoczonych galeriach bywa mniej ludzi, ale twardo brniemy naprzód, narzucając możliwie najszybsze tempo. W końcu jest, Polana Chochołowska w pełnej krasie. No i było warto! Utonęliśmy w fioletach, całe połacie wyciągających główki do słońca krokusów. Zachwyt, wszechogarniający i niepodzielnie panujący. Trudno oczy oderwać od tych cudowności…

Punkt kulminacyjny został osiągnięty. Teraz trzeba wrócić. Dolinę Chochołowską pokonaliśmy w 75 min., by potem wyłożyć się w trawie na Siwej Polanie. Jeszcze tylko godzinka drogą pod reglami, gdzie też nie brakuje krokusowych polanek, obiad, bardzo zresztą smaczny i jedziemy do domu, z żalem opuszczając Tatry i gościnny pensjonat Pani Ani.

Tatry, oglądane znów po ponad dziesięciu latach, po raz kolejny pokazują, że są po prostu piękne, niesamowite, dostojne, że potrafią zauroczyć i zapaść głęboko w serce. Ba, znów zauroczyły i pozwoliły łaskawie się w sobie zakochać…

-Aga-

Galeria.

Jesteś tutaj: Home Czytelnia Relacje Chochoł, czyli krokus pokus

Na naszej stronie wykorzystywane są pliki cookies. Stosujemy je w celach zapewnienia maksymalnej wygody użytkowników przy korzystaniu z naszych serwisów. Jeżeli wyrażasz zgodę na zapisywanie informacji zawartej w cookies kliknij w AKCEPTUJĘ. Jeżeli nie wyrażasz zgody - zmień ustawienia swojej przeglądarki. Więcej w naszej Polityce Prywatności ( zobacz ).

EU Cookie Directive Module Information