Główna zawartość

poniedziałek, 13 sierpień 2018 20:26

Borowa

Oceń ten artykuł
(7 głosów)

Góry Wałbrzyskie w pełni lata prezentują się zaskakująco malowniczo. Niby malutki skrawek, niby blisko miasta, a kryją w sobie zakątki, które w odpowiednim momencie przenoszą w inny wymiar. 

Andrzejówka powitała nas brakiem ludzi. Pierwsza niespodzianka. Potem było śniadanie na trawie przy parasolce, która odgania deszcz. Dziewczyny robiły popisy gimnastyczne na słomie. Podejście na Zamkową Górę wykończyło prawie wszystkich. Niespodzianka. Piękna ścieżka wśród ogromnych drzew dała chwilę wytchnienia przed kolejną "dzidą" na Borową. Tam o włos uciekliśmy burzy (parasolka o dziwo zadziałała). Kolejna niespodzianka. W międzyczasie oczywiście non stop jedliśmy maliny i jeżyny. Skrótem zgubiliśmy Agnieszkę. To ci niespodzianka ... Maszerowaliśmy w łące po pas. Czołgaliśmy się pod drutem na pastwisku. Jak zwykle niespodzianka NadPrzewodnika. Zapoznaliśmy się ze stadem krów, koni, kucyków. Obejrzeliśmy drewniany kościół z 1608 r. i na koniec znaleźliśmy Agę, która piła już piwo w Andrzejówce. Ech. Co za dzień pełen niespodzianek :)

I tylko jedna mała wada. Śmieci turystów na Borowej :/

Galeria.

wtorek, 07 sierpień 2018 20:25

Fortuna w Kotlinie

Oceń ten artykuł
(6 głosów)

Kotlina Kłodzka dla kręcącego ma zawsze coś ciekawego. Wystartowaliśmy w pięknym słońcu z Barda, pooglądaliśmy sobie pałac w Kamieńcu i dojechaliśmy już w pierwszych kroplach deszczu do Polanicy-Zdrój. Jak typowi turyści usiedliśmy w restauracji przy deptaku, zwiedziliśmy sklepy z pamiątkami i ruszyliśmy w górę na Spaloną. Osiągnęliśmy piękną przestrzeń tuż przy schronisku i szczęście kołem się zatoczyło... Pękła rama w rowerze!! Wymuszony postój stał się początkiem miłego wieczoru. Od właściciela owiec dostaliśmy całą łąkę na nocleg, więc noc była jak w kurorcie. Poranek podzielił grupę. Część ruszyła kręcić dalej, część pognała do domu na finał mistrzostw, a ostatki pojechały szukać nowej ramy. Finalnie nikt trasy nie ukończył, bo grupa pierwsza poprzebijała koła i wróciła pociągiem... Ot, fortuna kołem się toczy. Plusem jest to, że spędziliśmy czas Razem, nikomu nic się nie stało, a pogoda była iście wakacyjna. No i owce też były. Mimo wszystko fajny weekend w zieleni!

poniedziałek, 16 lipiec 2018 21:25

Karkonosze z sakwami

Oceń ten artykuł
(10 głosów)

Wyrypa z uśmiechem, bo to można zaobserwować na pamiątkowych zdjęciach. A ponad wszystko zasada, że jak człowiek chce się zmęczyć, to znajdzie sposób. Wystarczy rower, sakwy i Karkonosze :)

Relacja Wojtasa.

poniedziałek, 16 lipiec 2018 21:10

Karkonosze z sakwami

Oceń ten artykuł
(7 głosów)

W Sobotę 30.06.2018 r. w pociągu KD melduje się łącznie 9 sympatyków, jakże prężnie działającego Stowarzyszenia Razem Bezpiecznie. Start w Cieplicach, w pełnej uroku dzielnicy Jeleniej Góry. Tutejsze wody lecznicze osiągają temperaturę aż do ponad 80ºC (najwyżej w Polsce). Do wyboru mieliśmy dwie rowerowe trasy: pierwsza około 16 km i łącznie około 100 m podjazdu oraz druga niebywale trudna, wręcz mordercza o długości około 100 km i łącznie około 1 900 m podjazdów. O dziwo wygrała druga opcja.
Na początek wisienka na smakowitym torcie, czyli ponad 11 km podjazdu na Przełęcz Karkonoską. Przewyższenie raptem 841 m. Naprawdę niewielu jest śmiałków, którzy podjęli rękawicę i wspinali się tam rowerem objuczonym sakwami. Ciągle pod górę, bez chwili wytchnienia, tempo pieszego, pot zalewa skronie, ciężko ustabilizować oddech. Do tego przejmująca cisza i własne myśli, które nasuwają oczywiste pytanie: co ja tutaj, do cholery, robię? Na szczęście widok przełęczy wynagradza prawie wszystko. Pomimo huraganowego wiatru i temperatury prawie zimowej na duszy robi się ciepło i lekko. Jeszcze tylko wspólne selfie i czas jechać dalej. Teraz nagroda - fenomenalny zjazd, na którym można bić rekordy rowerowych prędkości. Krótka postój w Szpindlerowy Młynie, bo trzeba pozbyć się zimowych kurtek. Przerwa w rodinným pivovarze Hendrych, w którym piwo smakuje jak ambrozja. Jednak czas w drogę, przejeżdżamy koło zachwycającego renesansowego pałacu w Vrchlabi. Następnie dalej pagórkami do Cernego Dula. Znowu kolejny mozolny podjazd do kurortu Janske Lazne, będącego zimową mekką dla narciarzy. Nas tym razem niesamowicie kusi ścieżka w koronach drzew w Karkonoszach wraz z wieżą widokową. Czas płynie nieubłaganie. Na pole namiotowe najlepiej dotrzeć przed zmrokiem. Kolejny zjazd na łeb na szyję jak kolejka w lunaparku. I ostatni podjazd, trzeci już na trasie, pod ostatnią przełęcz tego etapu po raz pierwszy powołaną na scenę trasy Karkonosze z Sakwami. Mordercza wspinaczka przez prawie 16 km z wysokości 480 m na 1046 m n.p.m. Najpierw łagodnie, pięknie, zielono, prawie płasko zupełnie, a następnie po szutrze 14% w górę. Pod Lycenska Boude rowery tachaliśmy pod górę niczym wielbłądy. Ale w końcu jest i Przełęcz Okraj, która była najwyżej położonym przejściem granicznym w Polsce, a po modernizacji drogi w 1937 r. była także świadkiem inwazji Wermachtu na Czechosłowację. Następnie zjazd do Kowar nie dający nawet chwili wytchnienia. Droga niczym ser szwajcarski Premium – z wielkimi dziurami. Jeszcze tylko szybkie zakupy na obiadokolację i na camping. Zmęczenie powoli daje znać o sobie. Wspólna kolacja z niezbyt wyszukaną strawą i zasłużony odpoczynek. Ponad 1900 metrów samych podjazdów w jeden dzień. Takie odcinki są tylko na Tour de France i …. oczywiście na trasie Karkonosze z sakwami!

Niedziela 1.07.2018 r. - poranek rześki, śniadanie, szybka kawa i w drogę. O 10.30 jesteśmy już w trasie. Wąskimi ścieżkami przez poszarpane pagórki docieramy do pięknego Zamku Karpniki. Tylko miejscowy kasztelan nie przepada za rowerzystami. Następnie Przełęcz Karpnicka tym razem wydaje się nadzwyczaj łatwa, niska… Następnie zjazd do Janowic Wielkich. Ula z Jarkiem odmeldowują się i wracają pociągiem. Cóż, z Mistrzostwami Świata w piłce nożnej jeszcze nikt nie wygrał. Wspinamy się do Miedzianki, a następnie podziwiając przepiękną panoramę wpadamy do Marciszowa. Krętą dróżką wijącą się jak wąż boa docieramy do Sędzisława. Tam mały piknik na miejscowym placu zabaw i dalej w stronę Wrocławia. Jeszcze tylko parę pagórków i docieramy do mety w Świebodzicach. Ostatnim akordem jest knajpka, a w niej wyborna zupa gulaszowa, której niestety zabrakło…
p.s.
Wielkie słowa uznania dla Wszystkich Uczestników.

-Wojtas-

wtorek, 10 lipiec 2018 20:44

Kolesarji

Oceń ten artykuł
(9 głosów)

Wyzwanie 2018 zakończone sukcesem. Rowerem po Słowenii, od Alp Kamnicko-Sawińskich przez okolice Ljubljany do Szkocjańskiej Jamy, pod Śnieżnik i jeszcze do Piranu nad Adriatykiem. Tylko po to, by wspiąć się na Mangard, przełęcz na wysokości 2 055 m n.p.m. Przy okazji byliśmy dwa razy we Włoszech, zobaczyliśmy Dolinę Cepową, Most na Soczy, Jezioro Bocheńskie i Bled. Po tej jeździe znak 13% podjazdu już tylko budzi myśl: tylko tyle? Słowenia to raj dla roweromaniaków - kolesarji na drogach rządzą :)

czwartek, 14 czerwiec 2018 20:37

Powiatowo na Sportowo - Mietków

Oceń ten artykuł
(4 głosów)

Trzecia odsłona wycieczek rowerowych po Powiecie Wrocławskim. Tym Razem Mietków i ciekawostek mnóstwo, bo to przecież zalew, rozbiegówka do Ślęży, pałace wszędy i owędy, no i legendy. O tym, jak z pałacu w Siedlimowicach można było przejść pod ziemią do pałacu w Domanicach (dzięki czemu podobno i wyż demograficzny był...) między innymi. A nade wszystko Młyn w Siedlimowicach, gdzie ugości każdego Pani Iwona i Pan Witek. Dumny napis na wejściem do domu młynarza to 1908. Niesamowita konstrukcja, zabytkowe maszyny, ciekawe obejście i pasja właścicieli zachęcają do odwiedzin. Poza tym można kupić dobrą prawdziwą mąkę. Wypieczony z niej w domu chleb - pyszny, bo sami już sprawdziliśmy.

Mietków to gmina pełna niespodzianek, pisze o tym też Pani Lamparska. Link.

Młyn w Siedlimowicach.

Galeria.