To była wycieczka w starym stylu. Po polsku. Czyli autobus poranny na dworcu, małe zamieszanie przy kasie i jedziemy. Ledwie zdążyliśmy wysiąść, a już pojawiła się idea ogniska. Tup-tup do sklepu i do góry.
Mimo że nieśmiało, ale wiosna już dosięgła Ślęży. Powolutku wędrowaliśmy w górę, mijając Źródło Joanny, Skały Władysława, kolejne źródło, tym razem Anny, schody, schodki, skały, zwalone pnie. Bez zatłoczonego głównego szlaku, z postojem na kanapki.
Tylko końcówka szlaku i osiągnęliśmy szczyt. Na polanie niedzielny rozgardiasz, dziewięć ognisk, grile, i słońce… Mała wspinaczka na wieżę widokową, udawanie foki na ciepłej skałce, pieczenie kiełbasek albo herbata w schronisku… Dla każdego coś miłego.
Na dół ruszyliśmy wciąż w pełnym słońcu, aby odszukać lodziarnię. Lody włoskie, rurki z bitą śmietaną i błyskawiczny powrót autobusem. Wycieczka niedzielna po polsku. Jak za dawnych czasów… Został opalony nos i brudne buty