Po Wzgórzach Łomnickich wędrowaliśmy w międzynarodowym towarzystwie. Były z nami dwie przesympatyczne amerykańskie studentki z Florydy. Dziewczyny nie mogły się nadziwić polskiej jesieni – spadającym z drzew liściom i kolorowym szeleszczącym kobiercom. Pierwszym naszym celem było wzgórze Grodna, na którym w XIX wieku postawiono najprawdziwsze romantyczne ruiny. Z pobliskich skałek roztaczał się widok na okolicę i zbiornik Sosnówka. Pocykaliśmy foty komórkami, nikonami, z ręki, samowyzwalaczem i ruszyliśmy dalej. W miejscowości Staniszów zaszlismy do pałacu. A czemu nie? Rozsiedliśmy się wokół drewnianego stołu i przy świecach płonących na gigantycznym świeczniku popijaliśmy kawkę, herbatkę i grzane winko. Nasza uwagę zwróciła biblioteczka pełna oprawnych w skórę woluminów. Ile mogły mieć lat? Sto, dwieście? Kto wie, czy nie więcej?! Nasze młode koleżanki całą drogę trenowały polszczyznę, co rusz ostrzegając nas okrzykami: uwaga auto! uwaga rower! uwaga traktor! To zapewniało nam bezpieczna marszrutę i wprawiało w dobry humor. Wdrapaliśmy się jeszcze na Witoszę i zatoczywszy koło dotarlismy do Cieplic. Tam – rzut oka na podświetlony w zapadającym zmroku pałacSchaffgotschów, smaczna pizza w knajpce i … czas powrotu z zapewne ostatniej tej jesieni wspólnej eskapady. Oby do wiosny!
-AniaHa-