Jest 8 rano, parking przy FAT, wszyscy dotarli na czas. Pakujemy się do busa i ruszamy w Góry Krucze. Jest jeszcze wcześnie, a mimo to słonko nie źle już przygrzewa. Wszelkie znaki na niebie i ziemi mówią, że tym razem nam się uda!
Przed dziesiątą dojeżdżamy na miejsce, gdzieś niedaleko Lubawki i ruszamy w trasę. Nareszcie! Najpierw chwilkę spokojnie, leśną drogą, by za moment skręcić w bok i stromym, choć niezbyt długim podejściem wdrapać się na Kruczy Kamień. Po drodze były orzeźwiające jeżyny i malinki, dobre, kwaskowe… choć ponoć obsikane przez lisy… ale to nie wszystkich powstrzymało przed ich spożyciem. J Na górze pierwsza przerwa, widoki, kanapki, imieninowe ciasto i ptasie mleczko. Wszak to dzisiaj Anny, a Ań ci u nas dostatek… Nasyceni dobrościami wszelakimi ruszamy w dalszą drogę. Teraz w dół, leśnymi drogami i wygodnymi duktami z pięknymi widokami, wyłaniającymi się co rusz zza drzew. Słonko grzeje coraz mocniej, a my umilamy sobie czas rozmowami. I już, już chcemy poddać się totalnemu rozleniwieniu, gdy zaczyna się kolejne podejście.
Tym razem jest naprawdę stromo! Do tego w pełnym słońcu, które praży teraz niemiłosiernie. Niektórzy zziajani i zdyszani, wszyscy spoceni siadamy w cieniu, by pokrzepić się zapasami z plecaków.
Po krótkiej przerwie ruszamy w dalszą drogę. Teraz czeka nas główne podejście dzisiejszego dnia. Całkiem wygodną leśną drogą podchodzimy na Královecký Špičak. W lipcowym słońcu i upale zrobiliśmy to, czego nie udało się zrobić w majowym deszczu! Gratulacje dla wszystkich!
Teraz znowu w dół, najpierw lasem, potem zieloną łąką z pięknymi widokami schodzimy do Královca do czeskiej hospody na obiad. Był gulasz z czeskimi knedli kami i zimne piwo – podane, niestety, właśnie w tej kolejności z iście czeskim spokojem.
Po godzinnym odpoczynku ruszamy w drogę powrotną. Najpierw drogą przy kamieniołomie, potem pod górę do granicy i zielonego szlaku, gdzie miłośnicy jagód mogli liczyć na smaczny deser.:) Upał nieco zelżał i szło się już trochę lżej, co nie zmieniło faktu, że do busa i tak byliśmy już trochę spóźnieni. Żeby ie nadwyrężać cierpliwości kierowcy, (co i tak nam się nie udało :) skracamy nieco trasę i schodzimy do Uniemyśla szlakiem rowerowym. Droga jest szeroka, wygodna i miejscami bardziej równa niż wrocławskie chodniki. Od czasu do czasu nagradza nasz całodzienny trud przepięknymi widokami. W końcu jesteśmy na dole. Zmęczeni, ale zadowoleni. W końcu Špičak jest nasz!!!