Ptasiek był mało widowiskowy, jeśli o ptakach by rozprawiać... Chyba, że weźmiemy pod uwagę szczebiot, który nam towarzyszył cały czas w lesie :) Stawy chyba szykowano na majówkę, bo w co drugim wody nie było. Ale... było wszystko, co w małej wiosennej wyprawie rowerowej za miasto być powinno: wiatr centralnie w twarz, zieleń, zapach obornika, alergia, kawa w sklepobarze na wiosce, pchanie roweru po piachu, targanie roweru po liściach, mycie w strumieniu, stawy, niemieccy turyści w autokarze, rozmowy do później nocy, zjazdy, krowy i wielkie kaczeńce, lody na patyku na tyłach sklepu, leśny Wydymacz i zapach swobody.
No i głowa Szopena :)