Główna zawartość

niedziela, 17 czerwiec 2012 18:52

Dolina Odry - byłem tam!

Oceń ten artykuł
(2 głosów)

Tak, przyszedł w końcu czas aby popedałować razem z Laurą i Arturem choć nie ukrywam że trasa 75 km to lekko za dużo jak dla osoby siedzącej przez 8 godzin w pracy za biurkiem i zwykle wożącej tyłek w aucie. Zwykle bo od dwóch tygodniu jestem bez samochodu. Mój, jakby się zdawało, wieczny Asterix w końcu nie jest mój a co za tym idzie do pracy jeżdżę rowerem. Dzięki temu mogę pisać tą relację bo czas spędzony na pedałowaniu do i z pracy (20 km w jedną stronę) okazał się świetnym treningiem. No ale do rzeczy.

W grupie Ja, Mateusz i Paweł (część synów moich) oraz kolega z dawnej pracy-Bartosz czekamy na grupę w lasku rędzińskim. Siedzimy na ławeczce, gadka-szmatka, ege-szege a tutaj w bajorku żółw sobie pływa. Najprawdziwszy żółw w najprawdziwszym bajorku. wow. Tego się nie spodziewałem. No i nadeszła ta chwila że grupa przyjechała. Osób ja wiem, kilkanaście na pewno. Na początku grupy Król Artur tyle że zamiast białego konia lekko przechodzony rower. Grupę zamyka królewna Laura co to smoków się no boi i niejednemu by dała radę. Szewczyk Dratewka to może się schować albo wysadzić razem z tą swoją owcą Dolly. Krótkie przywitanie (imion i tak nie pamiętam - proszę o wybaczenie!) i jedziemy. Droga jak to droga, czasem płaska a czasem nie płaska, czasem z kamieniami a czasem asfalt. Wiadomo. Relacje piszę kilka tygodniu po wycieczce więc nie opiszę co widziałem bo z racji wieku mojego nie pamiętam :). No ale zabawa była przednia.W czasie trasy liczne przystanki a to na piwko (bezalkoholowe rzecz jasna) a to na loda u Pani Jadzi (może i to Krysia była ale dla potrzeb niniejszej relacji zostanie Jadzia). Na koniec udało nam się kolokwialnie mówiąc zaliczyć wiejski festyn gdzie oprócz miłych gospodyń wiejskich czekały na nas pyszne pierożki, chrupiące kiełbaski i kwaśne ogóreczki. O smalczyku (wiem,wiem Laura, mam w łebek za zdrobnionka) nie wspomnę. Zamek, a raczej jego resztki, w Chwalimierzu przepiękne. nawet nie zaczynam chwalić tego miejsca bo nie jestem godzien aby to czynić. No i słownictwo me ubogim jest aby podkreślić kunszt budowniczych, którzy to cegła po cegle, kamień po kamieniu wznosili tą budowlę. I co z niej zostało. Niewiele. Gdyby wujem  moim był Janek K. co to na Ukrainie gaz wydobywa to kto wie, może odbudowałbym to zamczysko i czekał na królewnę co na białym koniu. A czekajcie bo to chyba odwrotnie było? Nieważne. Kilometrów zrobiliśmy w tym dniu (przynajmniej ja) tyle co imię Rudego z Pancernych było. Czyli ni miej ni więcej tylko 102 km. Dla mnie to kosmos tym bardziej że poza tym czteroliterowym miejscem (nie, to nie jest noga) nic mi nie dolegało.

Strona 13 z 13