Główna zawartość

niedziela, 07 grudzień 2014 20:38

RoweRomania by Auri

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Na wspomnienie lata dajemy Wam prezent od Auri.

Relacja z bloga.

Galeria - Maramuresz.

Galeria - Bukowina.

poniedziałek, 03 listopad 2014 19:55

Z wizytą u Adolfa

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Jesień mamy piękną i ciepłą – w domu nie można usiedzieć. A przecież wszyscy wiedzą, że najpiękniejsza jesień jest w górach. Więc pojechaliśmy w góry szukać jesieni. Naszym celem była górska miejscowość - Wałbrzych. To nie żart. Wokół Wałbrzycha wszędzie są góry. Po 15 minutach  od wyjścia z dworca zagłębiliśmy się w las i dość szybko szlak stanął dęba. Na Borową, która była naszym pierwszym celem, jest mocno pod górkę. W końcu to najwyższy szczyt w okolicy. Prymat pierwszeństwa odebrała Chełmcowi… i bardzo dobrze, bo na Chełmcu już miejsca nie ma – nabudowali tam przekaźników, krzyży i wież. Na Borowej nie m za to nic … niestety widoków również.  Główną atrakcją został osobnik nadający z krótkofalówki… zmontował sobie cudaczną antenę i przez pół godziny porozumiewał się w różnych językach podając jakieś współrzędne, hasła itp. Ruszyliśmy dalej… dla odmiany w dół… Zejście na przełęcz  jest chyba jeszcze bardziej karkołomne niż wejście na Borową - szczególnie po mokrych liściach.

Słońce przygrzewało, liście szeleściły pod nogami na leśnej drodze … prawie przegapiliśmy odbicie szlaku na zwierzęce szczyty Wołowiec i Kozioł. Szlak znowu stanął dęba i trzeba było prawie na czterech się wdrapywać … Za to na górze była nagroda – piękny szlak ze stromiznami po obu stronach, urozmaicony skałkami  i dalekimi widokami.  Doszliśmy na Przełęcz Szybką, szybko udaliśmy się szutrową drogą, z której równie szybko zawróciliśmy, bo nie było na niej znaków. Znaleźliśmy inną ścieżkę i na czuja zeszliśmy do cywilizacji. Okazało się, że oba szlaki były dobre… drogą prowadzi nowy szlak… tylko ktoś zapomniał namalować znaki… albo je powycinał razem z drzewami. Wybrana przez nas ścieżka okazała się starym szlakiem. 

Minęliśmy kilka domów, ruchliwą drogę i znowu zagłębiliśmy się w las w stronę Niedźwiadków – ostatniego wzniesienia na naszej drodze. Słońce już było bardzo nisko chociaż dopiero dochodziła 15.00, niestety po zmianie czasu zmrok zapada szybko nie pozwalając na długie wędrówki. Niedźwiadki kryją na swoim szczycie tajemniczą budowlę – Totenburg - świątynię wybudowaną przez hitlerowców. Miała za zadanie upamiętnienie Ślązaków narodu niemieckiego, którzy zginęli na frontach w czasie I wojny światowej, w walkach narodowościowych i pod ziemią w kopalniach. Takich świątyń było więcej, ale Totenburg jako jedyny przetrwał do naszych czasów… jednak mocno zdewastowany. Nie podzielił losu innych wysadzonych w powietrze w 1945r. Góruje nad miastem i służy za tło dla ognisk organizowanych przez miejscowych. Dla niewtajemniczonych na pewno nie kojarzy się z Adolfem.  
http://www.youtube.com/watch?v=YMUdk43jNFI

Czasu było mało do odjazdu pociągu, więc raźnym krokiem zeszliśmy do miasta, złapaliśmy jakiś autobus na dworzec kolejowy i zapakowaliśmy się do pełnego po brzegi  pociągu relacji Szklarska Poręba – Poznań.

- Ania M.

Galeria.

 

wtorek, 09 wrzesień 2014 22:04

Bystrzycka Grzybowa

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Wyprawa w Góry Bystrzyckie, a w zasadzie od soboty - Grzybstrzyckie - niezwykle udana:) W miłym, damskim, kameralnym gronie rozpoczęłyśmy wędrówkę z PKP w Dusznikach Zdrój. Po początkowych trudnościach w znalezieniu właściwego szlaku weszłyśmy w las i zaczęła się wspinaczka. Nie minęło 20 minut kiedy dotarłyśmy do Schroniska "Pod Muflonem". Piękne słońce i wspaniałe widoki zachęciły nas do dłuższej przerwy na uzupełnienie energii.

Trasa z Dusznik do Polanicy choć krótka, była wymagająca technicznie stąd nasza wędrówka wydłużyła się nieco w czasie. Powodem "obsuwy" były też przerwy grzybowe (nie ukrywam, że byłam najbardziej winna opóźnienia, gdyż co rusz znikałam gdzieś między drzewami w poszukiwaniu grzybków, ale po prostu nie mogłam się powstrzymać:). Jak już uruchomi się instynkt grzybowy to ciężko mu nie ulec. W pewnym momencie (gdzieś po przekroczeniu Wolarza) grzybów było tak dużo, że trudno było jakiegoś nie zdeptać: podgrzybki, kozaki, prawdziwki, maślaki.... niektóre rosły na samym szlaku!

W pogoni za grubaśnym podgrzybkiem wspinając się w górę skarpy wpadłam w poślizg na mokrym korzeniu i nabiłam się piszczelem na wystającą skałkę. Szybka akcja ratunkowa- profesjonalizm pielęgniarki Agaty + pełna apteczka Ani zatamowały krwawienie i postawiły mnie na nogi. Mogłyśmy kontynuować wspinaczkę w górę coraz bardziej stromego zbocza. Na szlaku zaskoczyły nas "dzikie zwierzęta": tłusta żaba i żmija zygzakowata!

Przed nami rozciągały się niezwykle malownicze krajobrazy. Gęsty las usiany nieregularnie rozrzuconymi skałami, szumiące dziko strumienie, soczyście zielone dywany z mchu, a gdzieniegdzie powalone drzewa straszące wystającymi korzeniami. Sceneria godna najlepszych filmów fantasy. Atmosferę grozy potęgowały coraz bardziej intensywne grzmoty. Nadchodząca burza napędziła nam strachu, a pierwsze krople deszczu przyspieszyły nasze kroki. Byle szybciej w dół, byle zdążyć przed burzą...

Objuczona dwiema torbami poruszałam się, co prawda jak emerytowany, zmęczony życiem Szerpa. Toczyłam się w dół zbocza starając się nie dostrzegać tych wspaniałych, smakowitych grzybów wołających "weź mnie". Wszak nie było już ani czasu, ani miejsca w torbach :(. Choć przyznam, że kilka razy uległam pokusie schylenia się resztką sił po szczególnie atrakcyjne grzybowe egzemplarze, które wyrosły na mojej drodze :)

Ostatecznie burza nas oszczędziła i poszła gdzieś bokiem, a my szczęśliwie dotarłyśmy na pociąg do Polanicy. Intensywny dzień zakończył się późnym wieczorem przy oczyszczaniu zebranych darów lasu. Podgrzybki, kozaki, prawdziwki, maślaki....

-Madzia-

Fotki.

 

Oceń ten artykuł
(1 głos)

Dworzec PKP, godz. 7:30, jesteśmy już właściwie wszyscy. Kupujemy bilety i jedziemy do Kłodzka Miasta. Dobrze po 10 wysiadamy z pociągu i rozpoczynamy naszą wędrówkę. Pierwszy przystanek – piekarnia przy dworcu :) z rurkami z kremem, kawusią i drożdżówkami.

Ruszamy. Najpierw trzeba się przespacerować przez całe Kłodzko, ale potem zanurzamy się w las i maszerujemy cały czas pod górę. Po jakimś czasie dochodzimy do drogi, skąd rozciągają się przepiękne widoki na Góry Bystrzyckie i Stołowe. A przed nami dawne schronisko Kukułka, dziś oferujące organizację bankietów i imprez okolicznościowych. Idziemy jeszcze kawałek dalej i robimy przerwę na kanapki i rogaliki, które Ania upiekła specjalnie na ten wyjazd. Znajdują się nawet jeżynki :)

Leśnymi drogami i ścieżkami, przeważnie pod górę, czasem trochę w dół, gadając i zbierając grzybki, podchodzimy na pierwszy dzisiaj szczyt. Droga wiedzie głównie lasem – na szczęście, bo słonko grzeje całkiem solidnie i cień jest bardzo wskazany. Po ponad 2 godz. marszu docieramy na Kłodzką Górę, gdzie robimy sobie zdjęcie grupowe. Na szczycie tym są dwie tabliczki z nazwą góry, więc tak na wszelki wypadek zdjęcie zrobiliśmy pod każdą. Potem był odpoczynek: kanapki, wyśmienite rogaliki i słodkie leniuchowanie.

Rozleniwieni, zbieramy się w dalszą drogę. Nasz następny cel to Szeroka Góra – sąsiadka Kłodzkiej Góry. Chcemy zdobyć najwyższy szczyt Gór Bardzkich, ale różne źródła nie mogą się zgodzić co do tego, która z wymienionych powyżej gór jest tą najwyższą. Nie ma więc wyboru, trzeba zdobyć obie, żeby z czystym sumieniem mówić o pełnej realizacji zamierzeń. Na Szerokiej Górze oczywiście robimy zdjęcie :)

Wracamy na szlak – teraz niebieski (poprzednio był żółty) i grzbietem podążamy na Przełęcz Łaszczową. Jest trochę w górę, trochę w dół, ostatnie zejście  nawet bardzo strome. Po drodze jeszcze jakiś leniwy postój na kanapeczkę. Z przełęczy idziemy wygodnym duktem aż do podejścia na Kalwarię. Słonko nie grzeje już tak mocno, za to ludzi zrobiło się zdecydowanie więcej. Kalwaria jest jednym z bardziej uczęszczanych miejsc w Górach Bardzkich. Kończy się wygodny dukt i zaczyna podejście. Na szczęście niezbyt długie, choć dość strome. I już mamy szczyt z kapliczką. Teraz już tylko zejście w dół do Barda. Jest stromo. Mijamy kolejne stacje Drogi Krzyżowej i kapliczki. Ale zanim zejdziemy czeka na nas jeszcze kilka atrakcji. Pierwsza z nich to obryw skalny, z którego rozciąga się piękny widok na Bardo i przełom bardzki.

Potem dochodzimy do źródła Marii. To źródło ponoć sprawia, że spełniają się najskrytsze marzenia. Trzeba tylko nabrać wody ze źródełka w usta i nie połykając jej okrążyć biegiem trzy razy kapliczkę, w której się ono mieści. Po chwili prawie wszyscy biegamy dookoła kapliczki z ustami pełnymi wody… w różnych kierunkach, bo nikt nie powiedział czy w prawo czy w lewo :)

Na koniec zostały nam jeszcze ruiny średniowiecznego zamku. Panowie stwierdzili, że bardziej są zainteresowani poszukiwaniem piwa w Bardzie, więc ruinki oglądałyśmy w babskim gronie. Niestety w ruinach nie było żadnego błędnego rycerza na białym koniu (na żadnym innym zresztą też nie), dlatego nie zabawiłyśmy tam zbyt długo i dołączyłyśmy do reszty grupki, by spożyć szaszłyki, czy napić się piwka i dowiedzieć czegoś o rozmnażaniu węży… Podróże kształcą :)

-Aga-

Fotki Ani.

 

piątek, 22 sierpień 2014 22:55

Rumunia 2014 - Bukowina

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Bukowina to złote pola, przestrzeń i murowane malowane monastyry wśród wzgórz. Potrafi zwodzić ta malowniczość na manowce ... Urywające się szlaki, sinusoidy asfaltu i drogi, które dla autochtonów są niemożliwe do przejechania. A jednak ;)

Błąkaliśmy się po terenie malowanych świątyń, szukając ścieżek, słuchając rytmu wiosek, żniw i mszy wieczornej przy zachodzącym słońcu. Spotkaliśmy Polaków żyjących tam od 300 lat i oko zaszło wtedy mgłą. Straszyliśmy dzieciaki strojem przeciwdeszczowym i uciekaliśmy przed ceremoniałem ubijania świni. Piliśmy wino pod wierzbami i dokarmialiśmy bezpańskie psy. Dotykaliśmy malowideł i murów w zapomnianych wioskach, wąchaliśmy róże w ogrodach i przeżyliśmy pierwszy nocny rajd ;) Jazda od rana do rana! A o 4.00 gotowaliśmy makaron, piliśmy wino i wstrząsnęliśmy wtedy rumuńskim światem...

Więcej zobaczycie na zdjęciach, bo ciężko opisać światło, zapach, uśmiechy, wiatr i zapach wiary...

Zobacz galerię Bukowiny.

Część pierwsza. Rumunia 2014 - Maramuresz.