Główna zawartość

Oceń ten artykuł
(1 głos)

Dworzec PKP, godz. 7:30, jesteśmy już właściwie wszyscy. Kupujemy bilety i jedziemy do Kłodzka Miasta. Dobrze po 10 wysiadamy z pociągu i rozpoczynamy naszą wędrówkę. Pierwszy przystanek – piekarnia przy dworcu :) z rurkami z kremem, kawusią i drożdżówkami.

Ruszamy. Najpierw trzeba się przespacerować przez całe Kłodzko, ale potem zanurzamy się w las i maszerujemy cały czas pod górę. Po jakimś czasie dochodzimy do drogi, skąd rozciągają się przepiękne widoki na Góry Bystrzyckie i Stołowe. A przed nami dawne schronisko Kukułka, dziś oferujące organizację bankietów i imprez okolicznościowych. Idziemy jeszcze kawałek dalej i robimy przerwę na kanapki i rogaliki, które Ania upiekła specjalnie na ten wyjazd. Znajdują się nawet jeżynki :)

Leśnymi drogami i ścieżkami, przeważnie pod górę, czasem trochę w dół, gadając i zbierając grzybki, podchodzimy na pierwszy dzisiaj szczyt. Droga wiedzie głównie lasem – na szczęście, bo słonko grzeje całkiem solidnie i cień jest bardzo wskazany. Po ponad 2 godz. marszu docieramy na Kłodzką Górę, gdzie robimy sobie zdjęcie grupowe. Na szczycie tym są dwie tabliczki z nazwą góry, więc tak na wszelki wypadek zdjęcie zrobiliśmy pod każdą. Potem był odpoczynek: kanapki, wyśmienite rogaliki i słodkie leniuchowanie.

Rozleniwieni, zbieramy się w dalszą drogę. Nasz następny cel to Szeroka Góra – sąsiadka Kłodzkiej Góry. Chcemy zdobyć najwyższy szczyt Gór Bardzkich, ale różne źródła nie mogą się zgodzić co do tego, która z wymienionych powyżej gór jest tą najwyższą. Nie ma więc wyboru, trzeba zdobyć obie, żeby z czystym sumieniem mówić o pełnej realizacji zamierzeń. Na Szerokiej Górze oczywiście robimy zdjęcie :)

Wracamy na szlak – teraz niebieski (poprzednio był żółty) i grzbietem podążamy na Przełęcz Łaszczową. Jest trochę w górę, trochę w dół, ostatnie zejście  nawet bardzo strome. Po drodze jeszcze jakiś leniwy postój na kanapeczkę. Z przełęczy idziemy wygodnym duktem aż do podejścia na Kalwarię. Słonko nie grzeje już tak mocno, za to ludzi zrobiło się zdecydowanie więcej. Kalwaria jest jednym z bardziej uczęszczanych miejsc w Górach Bardzkich. Kończy się wygodny dukt i zaczyna podejście. Na szczęście niezbyt długie, choć dość strome. I już mamy szczyt z kapliczką. Teraz już tylko zejście w dół do Barda. Jest stromo. Mijamy kolejne stacje Drogi Krzyżowej i kapliczki. Ale zanim zejdziemy czeka na nas jeszcze kilka atrakcji. Pierwsza z nich to obryw skalny, z którego rozciąga się piękny widok na Bardo i przełom bardzki.

Potem dochodzimy do źródła Marii. To źródło ponoć sprawia, że spełniają się najskrytsze marzenia. Trzeba tylko nabrać wody ze źródełka w usta i nie połykając jej okrążyć biegiem trzy razy kapliczkę, w której się ono mieści. Po chwili prawie wszyscy biegamy dookoła kapliczki z ustami pełnymi wody… w różnych kierunkach, bo nikt nie powiedział czy w prawo czy w lewo :)

Na koniec zostały nam jeszcze ruiny średniowiecznego zamku. Panowie stwierdzili, że bardziej są zainteresowani poszukiwaniem piwa w Bardzie, więc ruinki oglądałyśmy w babskim gronie. Niestety w ruinach nie było żadnego błędnego rycerza na białym koniu (na żadnym innym zresztą też nie), dlatego nie zabawiłyśmy tam zbyt długo i dołączyłyśmy do reszty grupki, by spożyć szaszłyki, czy napić się piwka i dowiedzieć czegoś o rozmnażaniu węży… Podróże kształcą :)

-Aga-

Fotki Ani.

 

piątek, 22 sierpień 2014 22:55

Rumunia 2014 - Bukowina

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Bukowina to złote pola, przestrzeń i murowane malowane monastyry wśród wzgórz. Potrafi zwodzić ta malowniczość na manowce ... Urywające się szlaki, sinusoidy asfaltu i drogi, które dla autochtonów są niemożliwe do przejechania. A jednak ;)

Błąkaliśmy się po terenie malowanych świątyń, szukając ścieżek, słuchając rytmu wiosek, żniw i mszy wieczornej przy zachodzącym słońcu. Spotkaliśmy Polaków żyjących tam od 300 lat i oko zaszło wtedy mgłą. Straszyliśmy dzieciaki strojem przeciwdeszczowym i uciekaliśmy przed ceremoniałem ubijania świni. Piliśmy wino pod wierzbami i dokarmialiśmy bezpańskie psy. Dotykaliśmy malowideł i murów w zapomnianych wioskach, wąchaliśmy róże w ogrodach i przeżyliśmy pierwszy nocny rajd ;) Jazda od rana do rana! A o 4.00 gotowaliśmy makaron, piliśmy wino i wstrząsnęliśmy wtedy rumuńskim światem...

Więcej zobaczycie na zdjęciach, bo ciężko opisać światło, zapach, uśmiechy, wiatr i zapach wiary...

Zobacz galerię Bukowiny.

Część pierwsza. Rumunia 2014 - Maramuresz.

środa, 13 sierpień 2014 21:51

Jelonek.

Oceń ten artykuł
(2 głosów)

Powitały nas krowy. Potem Karioka, zawłaszczenie kempingu nad strumieniem i ruszamy. Wśród morza, zatok, atoli żółtych kwiatów i zieloności wbijamy się na pierwszy podjazd. W Kowarach wspomnienie PRL i tęsknota za kapitalizmem. Osiągamy drogę zasadniczą. Wjazd na Okraj. Chwila przerwy :) Lecimy na Jelenkę. Droga pod górę stoi otworem. Rower, sakwy i mielimy 1:1. Po co się śpieszyć, jeszcze się człowiek zasapie, heheheehe :) Tadam! Jest góraaaa! Jedni wtargali rower, inni wjechali. Ważne, że obiad wspólny, Razem. Potem już tylko zjazd. Ulewa po drodze obudziła przepiękne światło...

Niedziela, po grillu, bilardzie pod chmurką, czas wyruszyć. Równym tempem dojeżdżamy do Świebodzic, a potem kto chętny do Wro... Z ciekawostkami, życiowymi poradami. Carpe diem. I po weekendzie...

Fotki.

p.s. polecamy Kariokę :) to dobry przystanek w rowerowej przygodzie, nawet kopytka są tam ładne :)

środa, 13 sierpień 2014 21:44

Kukułka błogosłowiona

Oceń ten artykuł
(1 głos)

Droga Krzyżowa, ale piękna i przyjemna. Rzeka w oddali i maleńkie domki. Tak się zaczęło. Były źródełka i czynione były rytuały. Ciepło, słonecznie. Kukułka :)

Popatrz.

Poczytaj relację.

czwartek, 07 sierpień 2014 21:02

Bujaj się Pontonie!!

Oceń ten artykuł
(1 głos)

Fajne w pontonie jest to, że można się bujać. Falować, odbijać od niego, turlać, zjeżdżać. Można kogoś strącać wiosłem. Pchać można ponton, ślizgać, nosić. Można nim kręcić w kółko, zderzać się z innymi pontonami. Wylewać z niego wodę. Doczepić się i jako balast sobie pływać. Można na nim jeść kanapki i śpiewać piosenki. Tylko z łuku do niego lepiej nie strzelać... Na ten przykład.

Ludzie mówili, że nudno będzie. Najwyraźniej ekipy nie mieli dobranej. Albo nie wiedzieli, że ponton tyle zalet ma :)

Poznaj Projekt Wodne Szlaki i baw się Razem z nami :)

Fotki.

wtorek, 05 sierpień 2014 20:47

Ślęza, Twardziel i Wojtek na ostrym kole

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Chmury się podniosły i wyjrzał błękit. Na początku Kamieniec Ząbkowicki i szybki skok na Stolec. Nie, nie żart. Fajna miejscowość z ciekawostkami. Nawet kozy są ciekawe, i babcie z sierpami chodzą. Potem dziewczyny rabowały dziką czereśnię. Chwilę później już błądziliśmy po polu, lesie i wąwozie, aby odnaleźć obiecane źródło Ślęzy. Prawdopodobnie je odnaleźliśmy. Tak twierdził GPS, aczkolwiek wzmiankowany w opisach granit chyba zniknął...Za to błądzenie i grzebanie w przeszłości ścigał nas nawet sam Manitou. Ha! Chwilę później odkrywaliśmy legendy i zakątki gminy Ciepłowody (chwała za ten pomysł) po drogach asfaltowych, polach, cierniowych ścieżkach i krzakach. Zgodnie z mapą szukaliśmy wjazd na wzniesienie, co iście indiańskie posiada imię - Twardziel :) Jak szaleć, to szaleć. Aaaa, no tak. Skąd Wojtek? Wojtek to ten minibohater na malutkim rowerze, który poginał jak zawodowiec między naszymi rowerzystami. Rośnie nam mistrz. Wojtek rządzi!! Wojtek to Twardziel!! Łyso Wam, że nie jeździcie? On tak codziennie, na ryby jeździ :) Do roboty!

Foty.