Będąc Razem rozmawia się o różnych sprawach. Zwykłych, głębszych, śmiesznych i sentymentalnych. Przy ognisku czy pedałując sakwa w sakwę. Okazało się, że nasz NadPrzewodnik ma do spełnienia marzenie, a zarazem przypomnienie dzieciństwa :) Od nas otrzymał prezent. Drezyliadę!
Zgodną grupą ruszyliśmy do Jugowic do Grzegorza, żeby zasiąść w drezynach, nad którymi ma pieczę. Najpierw mężczyźni musieli je wytargać na tory, obrócić, postawić, uruchomić. Uff, ile roboty (Emilko, może herbatki?). I ruszyliśmy. Po starych torach, w pięknej wiośnie, wśród Gór Sowich, z widokiem na Zamek Grodno. Stare wiadukty, stacje, słońce i miarowy stukot po szynach. Zabawa jak za dzieciaka. Zabawa w braci Dalton :) i Konia nawet mieliśmy, tylko Lucky Luke się zdewaluował :)
Jako pierwsi na szlaku mieliśmy szansę machnąć łopatą. Pompowaliśmy zgodnie i siłą mięśni pchnęliśmy drezynę jak superbohaterowie! Brak kontuzji - nie chwaląc się :)
Niestety bajka się skończyła. Na szczęście to nie wieczorynka, więc ruszyliśmy dalej. Ku szczytom! Wśród wiosny i pozostałościach po zimie wtargaliśmy się na Kalenicę, pospacerowaliśmy po stokach i wróciliśmy wprost na ognisko. Po wieczornych i nocnych pogaduchach zasnęliśmy z widokiem na Góry.
Drugi dzień już absolutnie lajtowy zakończył się puszczaniem baniek mydlanych na przełęczy, obiadem w Bełtach (bez bełta) i powolnym spacerem po słonecznych łąkach.
Wszystko przyjemnie, powolutku, ale czemu trzeba trzy dni odsypiać? He :)