Najpierw była bajka o tym, jak górale wołali "Cho! Cho! Łów!" i piękna drewniana zabudowa Chochołowa. Potem był uśmiech Pani Ani w Szarotce. Tak to się zaczęło. W pierwszy dzień krokusy spały, ale drugiego dnia, gdy zaświeciło słońce, kolory wybuchły... I tak rozpoczęła się przygoda. Wędrówki lasem, na przełęcze, do schroniska Ornak, łażenie w śniegu, aby zakosztować wysokogórskich wrażeń, zjazdy w błocie i łąki, łąki pełne krokusów.
Jeszcze wciąż można w Tatrach znaleźć niezatłoczone ścieżki, wyleżeć się na trawie, usiąść na ławce z widokiem. Mimo tych przyjemności, na własne ryzyko weszliśmy do Doliny Chochołowskiej w godzinach szczytu. I było warto, bo takiej "fioletowości w delikatności" to tylko w bajkach można ujrzeć.
Dodać należy, że grupa damska relaksowała się w Termach Chochołowskich... Zachód słońca płonący nad Tatrami oglądany z bąbelkującej wody w podświetlonym basenie. Hm, luksus, po prostu luksus :)
Dla jednych to były pierwsze Tatry od lat, pierwsza zimowa wspinaczka, pierwsze raczki na nogach, pierwsza adrenalina na wysokości, pierwszy dywan krokusów, pierwszy bilard, pierwszy basen z siarką :)
Jeśli szukacie fajnego miejsca, to polecamy Szarotkę w Kirach. Pani Ania jest superkobietą. I to tak na poważnie. Nie nosi peleryny, bo jej przeszkadza w pracy w ogródku.
Nasza galeria i zdjęcia z 1970 roku - tutaj.
"Gdy zakwitną krokusy,
pójdziemy na hale…
Nad potoki wiosenne
i wyżej, i dalej…
Poprzez regle, nad regle,
w gąszcz kosodrzewiny,
by spod nieba samego
popatrzeć w doliny…
… na stawy jak łza czyste
i jak kryształ lśniące,
gdy zakwitną krokusy
pod wiosennym słońcem."
wiersz Tadeusza Kubiaka "Gdy zakwitną krokusy"