Nawet RB ma sezon na grzybobranie. Niby niechcący, ale zawsze musi się odbyć taka wyprawa. Zatem Góry Bialskie nas nie rozczarowały. Mimo że jak to w życiu piechura i grzybiarza, mżawka gdzieś się napatoczy, to spędziliśmy ten czas sympatycznie. Atmosfera w lesie jak z brytyjskiego Robin Hooda, wieża widokowa, jazda po błocie i herbata z termosu. Szczyt Rudawca w kolekcji (zalicza się do Korony Gór Polskich). I tak jesiennie i spokojnie aż do wspólnego obiadu, znowu u Prezesowej :) I na dodatek Magda znalazła ogromnego prawdziwka, tak z 1,5 kg...