Niewielu wierzyło w sobotni rajd, ale daliśmy radę i otrzymaliśmy nagrodę. Jak widać na załączonym obrazku.
Zaczęło się - mówiąc delikatnie - niefajnie. Silny wiatr, mżawka i 6 stopni ciepła.
Ale jak tylko ruszyliśmy przestało padać!
Potem im dalej od miasta, tym piękniej. Pojawił się błękit, słońce i droga jak pas startowy do zabawy. I mimo że czasem wiatr pochylał rower na skos do asfaltu i zatrzymywał go w miejscu, to pomagały pączki, morele, ciasteczka, kabanosy, strucla i gorąca herbata. Uczta na rowerze!
I tylko raz "przeleciał nas deszczyk", taki mały - z gradem. Postój na przystanku, 5 minut i dalej w drogę.
Pierwszy etap zamknęliśmy 32 km, drugiego nie było, bo wszyscy byli chętni na trzeci. Skończyliśmy o zmroku na 103 km. Tadam!
Twardziele, powiem, Twardziele ukończyli pierwszą składankę
I co? Da się?